Unifikacja technik ratowniczych w Wojcieszowie 05/2017

Unifikacja technik ratowniczych Grupy Ratownictwa Jaskiniowego, 13-14 maja 2017


          ,,Najprostszą drogą, żeby być uważanym za kompetentnego, jest być kompetentnym, ale to trudne.” – podsumował w jednym ze swoich nietuzinkowych wystąpień popularny polski językoznawca, prof. Jerzy Bralczyk. Kompetentny – czyli wykwalifikowany, profesjonalny, a nawet mistrzowski; rzetelny, skuteczny, godny zaufania; wszechstronny, doświadczony, cieszący się autorytetem… Tak – być kompetentnym to niemały trud. Tworzyć zaś kompetentną grupę – to ponadto umieć znosić nieustanne tarcia na granicach charakterów i kompetencji poszczególnych jej członków. Nic tak jednak, jak owe tarcia w zespole, nie dostarcza mu tylu szlachetnych szlifów, dzięki którym powiedzieć możemy o nim: to jest zespół kompetentny. 


          I tak – 13 i 14 maja tego roku, mając na uwadze rozwój kompetencji Grupy Ratownictwa Jaskiniowego, jej koordynatorzy postanawiają zebrać w jednym miejscu zarówno tych zwyczajnych, jak i wspierających członków zespołu. Wojcieszowski kamieniołom Gruszka, w którym o tej porze roku surowy wapień spektakularnie ożywia soczysta zieleń, wydaje się być wymarzoną do tych celów lokalizacją. Tym razem to tu będziemy szlifować zdobywane sukcesywnie umiejętności. Pogoda zwykle w takich wypadkach do ostatniej chwili jest niespodzianką, ale przecież dobry ratownik nie czeka aż ,,burza” minie, tylko stara się działać w warunkach, jakie zastał.

Archiwum GRJ


          Dziuśkowa Chata, służąca nam za bazę, w sobotni ranek przypomina mrowisko, gdzie każdy z uczestników uwija się wąskimi korytarzami z odpowiednio przydzielonym bagażem. Sprzęt nie może być spakowany byle jak. Sapieh, przewodniczący unifikacji, zerka na listę przybyłych. Jeszcze ostatnie przemodelowania w podziale na grupy, na kierowników poszczególnych odcinków akcji i możemy ruszać. 
Na miejscu każdy z szefów czterech grup otrzymuje tzw. kartę misji z wyszczególnionymi członkami swojej ekipy oraz opisem zadania do wykonania. Znamy już tor, jaki musi przebyć poszkodowany w noszach. Chwila namysłu, szybkie konsultacje w grupach, wymiana koncepcji w związku ze sposobem poręczowania, układami, które trzeba zbudować i przystępujemy do dzieła. Od razu zakładamy poręczówkę. Przy linie trakcyjnej, przeznaczonej dla noszy, jest już więcej pomysłów i dywagacji. Ważne, by liny się nie krzyżowały i o siebie nie tarły. Pojawiają się liczne wizje odnośnie do budowy stanowisk. Rozstawieni po kamieniołomie, konstruujemy poszczególne układy ratownicze… Przynajmniej połowa z nas myśli w tej chwili o tym samym: ,,Jak to będzie wyglądało, kiedy stanowisko obciążą nosze?” Przygotowana trasa jest nader urozmaicona, bo przychodzi nam zmierzyć się nie tylko z transportem poziomym i pionowym, ale i po pochylni, zarówno w górę, jak i w dół, we fragmencie jaskini i na powierzchni… Po drodze czeka nas jeszcze spore ,,wahadło” na granicy pierwszego i drugiego odcinka. To najtrudniejszy moment akcji. Nie obywa się bez chwili twórczej konsternacji i improwizacji ,,na gorąco”. Zróżnicowana budowa skały nie pozwala pulimenom na chwilę wytchnienia. Okazuje się również, że odciąg zbudowany na trzech młodych drzewkach może być całkiem solidnym odciągiem dla noszy. Nad komunikacją pomiędzy szefami grup czuwa ekipa łącznościowa, której członkowie rozpostarli wzdłuż trasy akcji ratunkowej ładnych ,,parę” metrów kabla. Radia działają bez zakłóceń. Informacja zwrotna ze strony poszkodowanego utwierdza nas w poczuciu prawidłowo wykonywanej misji. Jeszcze tylko zjazd z poszkodowanym kruchą pochylnią, transport poziomy przez zawalisko głazów, ostatnie metry traw… i zadanie wykonane. Od momentu zapakowania pozoranta w nosze, właściwa akcja zajmuje bez mała 3h. 

Archiwum GRJ

Sobotnie popołudnie umila nam wspólny posiłek. Niezwykle owocne okazują się, moderowane przez Sapieha, rozmowy na temat przebiegu akcji. Każdy może wyrazić swoje uwagi dotyczące nie tylko kwestii technicznych, ale również sposobu komunikacji w zespole. Ta emocjonująca wymiana zdań to zaledwie uwertura do jeszcze żywszej dyskusji a propos roli i cech, jakimi powinien odznaczać się kierownik danego odcinka akcji ratowniczej. Pośród spontanicznej ,,burzy mózgów” klaruje się ideał, do którego zgodnie wszyscy chcielibyśmy zmierzać. Jak najlepiej zarządzać ludźmi, sprzętem i zadaniami na powierzonym fragmencie akcji? Okazuje się, że – obok doświadczenia i umiejętności technicznych – nie bez znaczenia są zdolności przywódcze. Nie wystarczy właściwy dobór sprzętu i jego bieżąca kontrola, jeśli kierownik jasno nie wyznaczy ratownikom zadań. Dobry kierownik to dobry obserwator, który potrafi nie tylko wykorzystać wiedzę i doświadczenie członków zespołu, ale również zadbać o życzliwą atmosferę w grupie. Ważna jest nie tylko wiedza, ale i wyobraźnia, umiejętność przewidywania, rekonesans kolejnych odcinków transportu. Dobrze, by kierownik nie brał czynnego udziału w obsłudze układów ratowniczych, bo to nie ,,człowiek-orkiestra”, ale raczej ,,dyrygent” – skupiony na ,,tu i teraz” i jednocześnie wybiegający myślami kilka ,,taktów” naprzód. Tak – być kierownikiem to niemały trud…

Archiwum GRJ

Scenariusz niedzielnych zajęć to doskonalenie konkretnych elementów akcji ratowniczych. Tomi opowiada, jak prawidłowo budować odciągi dla noszy – zarówno te kierunkowe, jak i tzw. tarciowe. Przypominamy sobie m.in. jak ważny jest kąt pomiędzy odciągiem a liną trakcyjną z uwagi na działające w układzie siły, które bloczki są zalecane do odciągów, jak przepinać nosze przez odciąg itp. W międzyczasie poszerzamy swoją wiedzę na temat poręczowania lekkiego i zastosowania plakietek typu as. Najwięcej emocji budzą jednak ćwiczenia z poziomowania noszy na balansie z tyrolki przy pomocy stefa. Operacja okazuje się tym trudniejsza dla regulatora balansu, im większa różnica w ciężarze pomiędzy poszkodowanym a ratownikiem-przeciwwagą. Niemniej, nawet najlżejszym z nas, z powodzeniem udaje się doprowadzić poszkodowanego w noszach z pozycji pionowej do poziomu i na odwrót. Odbyły się nawet próby sfilmowania ćwiczeń z lotu drona, ale zbyt duże porywy wiatru skutecznie temu przeszkodziły. Na szczęście nic nie przeszkodziło temu, byśmy, po kolejnych wspólnych zmaganiach, mogli rozstać się mądrzejsi, sprawniejsi, bardziej doświadczeni, lepiej przygotowani, porządniej wyszkoleni… – jednym słowem: bardziej kompetentni.

Marta Czech

Written by 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *