1. Rok 1985 – 11 luty Jaskinia Miętusia
Źródło: Taternik 1985-1
Skomplikowaną akcję ratunkową przeprowadziła GT GOPR w Jaskini Miętusiej w dniach 10-11 lutego 1985r. Podczas zdejmowania ubezpieczeń przez zespół ze Speleoklubu Warszawskiego, zjeżdżający ( Janusz Bednarek )z progu skalnego kolega spadł z wysokości 13-14m, szczęśliwie zatrzymuje się na półce nad kolejnym 28-metrowym progiem. Przyczyną było rozwiązanie się węzła równoległego, łączącego przygotowane do ściągnięcia liny . Poszkodowany oprócz potłuczeń doznał złamania miednicy. Akcją ratunkową kierował Rafał Mikiewicz, a ekipę ratowników wspomagali członkowie SW. Dzięki użyciu helikoptera, lekarz był przy rannym, już w 5,5 godziny po wypadku. Sam transport przeprowadzony nowoczesnymi metodami przy użyciu typowego sprzętu jaskiniowego , trwał 9 godzin. Po opuszczeniu rannego do Błotnych Zamków (-123m) zaczęło się wyciąganie go w górę (bloczek z hamulcem i przeciwwaga na Progu piaskowym, skośna „tyrolka” przez Trawers i Kaskady). Najtrudniejszymi miejscami były jednak nie progi, lecz wąskie szczeliny nad Kaskadami i 120-metrowy Ciasny Korytarzyk, stromo wznoszący się do otworu. Wymagały one wielkiego wysiłku i zaangażowania ze strony ratowników, w terenie , w którym nie mogły pomóc żadne rozwiązania techniczne. W najciaśniejszym górnym odcinku jedyną możliwością było wyjęcie rannego z worka transportowego i jego aktywne współdziałanie w pokonywaniu zacisków. W dodatku w rejonie otworu zarówno ofierze, jak i ratownikom dawał się już we znaki mróz. Za sprawne przeprowadzenie tej ciężkiej operacji podziemnej należą się goprowcom słowa wysokiego uznania. Rafał M. Kardaś
Źródło: Wiercica nr 52 Rafał M. Kardaś
Opis wypadku
Poniższe zestawienie faktów wykonane zostało na podstawie sprawozdania J.Bednarka, opowiadań Anki i Jasia, moich własnych notatek skorygowanych i uzupełnionych podczas rozmów z wieloma uczestnikami wydarzeń oraz danych uzyskanych przez Jasia W GT GOPR.
I. Przebieg akcji, ( część podanych czasów ma niestety charakter przybliżony)
W dniu 9 lutego planowane było przejście jaskini do końca przez zespół pod kierownictwem J.Bednarka, w którego składzie mieli być ratownicy GT GOPR. Zakładano wyjście w środku dnia. Wobec niepojawienia się goprowców /akcja ratunkowa/ do jaskini, wyszedł ostatecznie dwuosobowy zespół: J. Bednarek i A. Sadowska. Ze względu na konieczność zakończenia działalności w jaskini już w dniu następnym, zdecydowano się na akcję nocną. Celem zespołu było: kontynuowanie eksploracji w Kominie przed Lejącą Wodą, retransport i ściąganie ubezpieczeń do Błotnych Zamków. Przewidywany czas powrotu ustalono na godz. 16.00 w dniu 10 lutego, a godzinę alarmową na 20.00. Dodatkowym zabezpieczeniem był kontakt z wracającą z końca jaskini grupą Z.Samborskiego (podczas poruszania się w kierunku problemu) oraz z grupą retransportową, idącą do Błotnych Zamków (w drodze powrotnej).
9 II ok. 20.00 – wyjście z bazy;
21.00 – otwór jaskini;
23.00 – Sala Błotnych Lejków – spotkanie z zespołem Samborskiego, wspólny posiłek (kuchnia przy Marwoju).
10 II ok. 0.00 – przeprawa przez Marwoj;
ok.1.30-7.00 – Komin przed Lejącą Wodą (wyjście po poręczówce, dalsza eksploracja, kartowanie, ściąganie ubezpieczeń);
9.00 – sala Błotnych Lejków – picie, pakowanie sprzętu;
– retransport (4 worki przy Marwoju), zdejmowanie ubezpieczeń;
11.00 – w Korkociągu;
11.30 – Próg Klasyczny. W wyniku rozwiązania się węzła łączącego przygotowane do ściągnięcia liny Jaś spada z wysokości 13-14m. Doznaje złamania miednicy i stłuczenia prawego łokcia.
11.30 – 12.20 – badanie i zabezpieczenie rannego;
12.20 – wobec luźnego charakteru umowy z grupą retransportową (od 12.00 miała się ona spodziewać worków w Błotnych Zamkach) i dużej rezerwy czasowej do godziny alarmowej podjęto decyzję o wyjściu Anki po pomoc.
12.40 – Anka dociera do otworu.
13.30 – zawiadamia telefonicznie GOPR ( z DW „ Halit” w Kirach). Dociera do bazy.
II. Działanie grup wyruszających z bazy w dn. 10 II przed zawiadomieniem o wypadku.
- Grupa I. Luty (M. Józefowicz, Marek Lasota, E. Łagowska, T. Pryjma) wychodzi ok. 11.30 z zadaniem retransportu i odporęczowania jaskini od podnóża Męczenników (po spotkaniu i przepuszczeniu zespołu Jasia). Ok. 12.00 Tomek, idący jako pierwszy, spotyka przed otworem Ankę, nieco później – w Wantulach reszta grupy dowiaduje się o wypadku.
- Grupa J. Bzowskiego (Maria Lasota, A. Mierzejewski) idąca po ponton, do Starych Ciągów mija się z Anką w Kirach, nie zauważając jej. Ok 15.00 na Wyżniej Równi Miętusiej natrafia na lądujący helikopter i dowiaduje się o wypadku.
III. Przebieg akcji ratunkowej.
13.00 – T. Pryjma wchodzi do jaskini. Reszta grupy porusza się jeszcze w kierunku otworu, Józefowicz schodzi z Anką.
1330 – Tomek dociera do Jasia, daje mu dodatkowy sweter.
14.00 – z bazy wychodzą: Z. Samborski i M. Józefowicz, którym w transporcie do otworu pomaga M. Palczewski z kolegą. Niosą śpiwór, NRC, karimat, jedzenie, apteczkę, spity, zapas karbidu, suche skarpety, rękawiczki, czapkę.
ok.14.30 – z bazy do DW „Halit” wyruszają : Raegina Kardaś – Sadowska, a następnie Rafał Kardaś w celu ponownego skontaktowania się z GOPR.
Ok 144.50 – rozmowa telefoniczna z GOPR – dodatkowe informacje i uzgodnienia.
14.55 – odlatuje helikopter z ekipą lekarską ( R. Janik, R. Mazik).
15.00 – R.M Kardaś wyrusza w kierunku otworu ze sprzętem osobistym, dokumentacją jaskiniową, zapasem karbidu, młotkiem do rozkuwania wstępnych zacisków.
14.30 -15.00 – reszta grupy Izy z zebranymi suchymi ubraniami i śpiworem , znajdującym się w worku zdeponowanym w Komorze pod Matką boską, dociera do rannego. Oczekują na GOPR, pielęgnując Jasia (ciepłe picie itp.) oraz rozpoczynając retransport worków z Platformy Zetempowców.
15.00 – spotkania grupy J. Bzowskiego z ekipą GOPR z ekipą GOPR na Wyżniej Równi. Po dotarciu pod otwór Jacek odprowadza Kazika nad Próg Piaskowy i wycofuje się. Lekarz jest przy rannym ok.17.00
15.00-17.00 – kolejne przyloty śmigłowca zresztą ekipy GOPR, kierowanej przez R. Mikiewicza ( J. Bilski, P. Bukowski, J. Krzyztof, R. Kubin, St. Mateja-Torbiarz, J. Parczewski, J. Roj, J. Stawowy, R. Szatkowski);
– Samborski i Józefowicz docierają pod otwór, wobec rozwoju sytuacji pozostają przed jaskinią.
– Do środka wchodzi 6-cio (?) – osobowy zespół GOPR z drugim lekarzem ( R. Janik). Poręczując na nowo jaskinię linami rdzeniowymi docierają do oczekujących . Jest łączność radiotelefoniczna między podnóżem Męczenników a otworem.
– Pod otwór dociera R.M. Kardaś.
17.00-18.00 – okazuje się, że posiadane nosze są zbyt duże( nawet bez rannego mogą nie zmieścić się w zaciskach). Po naradzie R. Mikiewicz zarządza dowiezienie z centrali worka do transportu rannego i sprzętu do rozkuwania zacisków ( w związku z zapadaniem ciemności do akcji musi wkroczyć transport samochodowy i skuter śnieżny).
– Ekipa transportowa oczekuje pod otworem.
– Pod otwór docierają : P.Chmurski i P. Mirowski donosząc kuchnię , herbatę , cukier i inne drobiazgi.
Ok. 18.00 – Kardaś i Kołodziejzyk wchodzą do jaskini. W Ciasnym Korytarzyku mijają wycofującego się Bzowskiego i docierają do oczekujących pod Progiem Męczenników.
18.55 – z centrali wyjeżdża samochód ze skuterem śnieżnym. J.Chowaniec i A. Maciata jadą skuterem do Dol. Miętusiej, wioząc worek transportowy i pochodnie.
– ratownicy z noszami (workiem) docierają do rannego.
– Pod otwór dochodzą : P. Dąbrowski i J. Książak ( kurteki puchowe , karbid, kanapki).
21.00 – Z centrali wyjeżdzają do Miętusiej ratwonicy : Borkowski, A . Górecki , K. Szych, dowożą jedzenie i sprzęt . Gotowi na ewentualne wejście do akcji ozekują: Z. Chmiel, M. Chrapek, K. Długopolski, K. Floryn, W. Gładczan, S. Janowski, T. Marcielnik, A. Obrochta, R. Szczepaniak.
Ok. 23.00 – Rozpoczęcie transportu rannego ( opuszczenie z Męczenników, bloczek z hamulcem i częściowo przeciwwaga na Progu Piaskowym, skośna tyrolka przez Trawers i Kaskady). W transporcie uczestniczą m.in.: Janik, Kołodziejczyk, Kubin, Krzysztof, Mateja, Roj i in.., a spoza GOPR – Kardaś.
– Grupa Izy, działając za grupą transportową, odporęczowuje Męczenników i Piaskowy, porządkuje i pakuje sprzęt klubowy, przenosi go do Piaskowego Korytarza i tam pozostawia.
– Pierwszy trudny moment w transporcie – szczelina między Kaskadami a Szczekocinami. Nad Szczekocinami włącza się do akcji kolejny zespół GOPR (Szych i Konopka).
– W tym czasie w rejonie otworu odbywa się żmudne, kilkugodzinne rozkuwanie spojonego lodem rumoszu w zaciskach: Kuczyńskiego i PKF-u ( miało to później zasadnicze znaczenie (Cimurski, Dąbrowski, Książak, Mierzejewski, Mirowski, Samborski).
11 lutego
Ok. 3.00 – Sala bez Stropu – krótka przerwa w transporcie, odpoczynek i posiłek. Grupa Izy mija ekipę transportową i wychodzi z jaskini ( w otworze ok.4.00)
– Dalszy transport . Ponad progiem do Komory pod Matką Boską (flaszencug) wzrastają trudności związane z ciaśnizną. Najtrudniejsza faza wynoszenia. Po dwóch nieudanych próbach przeciągnięcia worka z rannym przez Francszczelinę Jaś zostaje z niego wyjęty i dalej, już „bez opakowanie”, ciągnięty jest przy pomocy liny wpiętej w pas biodrowy, a pod koniec dawał się już we znaki mróz ( mimo zmniejszenia przewiewu przez zatkanie otworu).
5.15 – Oczekujący w gotowości ratownicy wyjeżdżają i docierają pod otwór. Spodziewanej wymiany ekipy w jaskini nie dokonano już jednak.
– W trakcie transportu w Ciasnym Korytarzyku z jaskini wycofuje się Szych z obrzękiem gardła, eskortowany przez Janika.
– Skuter śnieżny dowozi do Wantul Palczewskiego, który dostarcza pod otwór termosy z herbatą i kawą oraz kanapki.
7.30 – Ranny na powierzchni;
7.40 – Helikopter startuje po Szycha.
– Jaś zostaje zwieziony na Wyżnią Rówień.
8.00 – Helikopter startuje po Jasia i powraca z nim o 8.15.
Ok. 8.10-9.00 – Akcja w jaskini zostaje zakończona.
Przez popołudnie 10 lutego i całą noc 10/11 lutego funkcjonowała baza, żywiąc powracających z i spod jaskini, dostarczając pod otwór herbatę i pożywienie.
Opis wypadku ( wg relacji J. Bednarka)
„Zjazdy odbywały się z prawie nowych pętli z asekuracji(…). Pętle związywane były na węzeł równoległy, z pozostawionymi 20cm końcówkami. Po dojściu do P,Klasycznego Ania zjechała z dwoma workami na półkę Zetempowców. Próg Męczenników i Klasyczny były zaporęczowane pojedynczą rdzeniową liną NRD (chyba 10-12mm), już dość sztywną. Po zjeździe Ani rozwiązałem węzły, wypinając linę i karabinki ze spitów( asekurowałem się ze spita wbitego przed krawędzią półki.). Następnie dowiązałem do NRD- owskiej liny asekurację, ściągniętą z Korkociągu, węzłem równoległym , zostawiając końcówki około 30 cm i przełożyłem linę przez pętlę, która przechodziła przez blaszkę od spita. Pętlę zawiązałem na węzeł równoległy. Po sprawdzeniu (…) czy lina schodzi , podciągnąłem węzeł z powrotem do pętli , mając tym samym jeszcze raz możliwość wzrokowego sprawdzenia prawidłowości węzła. W linę NRD-owską wpiąłem rolkę zjazdową, natomiast linę polską wpiąłem w zakręcany ciężki karabinek półwyblinką. Oba przyrządy zamocowane były do pasa biodrowego. Wyszedłem na krawędź studni , całkowicie obciążając linę. Następnie dość dynamicznie na taśmie z półki pod siebie dwa worki – myślę, że około 25-30kg. Rozpocząłem zjazd. Lina przez rolkę przechodziła płynnie , natomiast przez węzeł Baumgartnera nierównomiernie, powodując drgania liny i całego układu zjeżdżającego . Po zjechaniu około 1-2 metrów nagle zorientowałem się , że lecę swobodnie. W połowie progu uderzyłem – zachaczyłem nogami o ścianę, co spowodowało lekkie obrócenie mojego ciała. Spadłem dokładnie na d…, mając nogi i korpus pod kątem 45 st. do półki. Usłyszałem trzask podobny jak przy wpadaniu w kupę chrustu i zobaczyłem nagle wszystkie gwiazdy. Spadłe (…) bardziej na prawą stronę, tak, że dość mocno uderzyłem prawym łokciem o półkę. Przytomności nie straciłem, a jedynie zaparło mi dech(…).”
Po zbadaniu ranny przemieścił się z pomocą partnerki na materac pneumatyczny ( był on w jednym z transportowanych od Marwoju worków, przy syfonie pełnił funkcję rezerwowego „okrętu”), został zabezpieczony płachtami NRC, podgrzewany karbidówką. Dostał środek przeciwbólowy ( pyralgina w ampułce i tabletkach), przed odejściem po pomoc Anka wpięła mu asekurację.
„Po minięciu szoku i przetrzymaniu pierwszego bólu prosiłem kolegów o pokazanie mi końców obu lin. Na linie NRD-owskiej był zwykły supeł, ale mocno skręcony, nienaturalnie ułożony, długość końcówki pozostała 25-30cm. Natomiast na obu końcach asekuracji polskiej nie było żadnego węzła(…)”
Przyczyny wypadku
Bezpośrednią przyczyną wypadku było rozwiązanie się węzła równoległego, łączącego ściągane z progu liny, po których odbywał się zjazd. Poniżej rozpatrzono czynniki, które złożyć się mogły na zaistnienie tego typu awarii.
- Znaczna różnica własności mechanicznych połączonych lin.
Połączono ze sobą liny:
-rdzeniową linę asekuracyjną prod. NRD, bardzo sztywną, po kilkuletnim użytkowaniu w jaskiniach;
-polską linę asekuracyjną starego typu( białą), używaną , jednak znacznie mniej sztywną od poprzedniej.
Była to z pewnością podstawowa przyczyna, pozostałe natomiast z nią współdziałały , w wyniku czego nastąpiło rozwiązanie się węzła. W dodatku obie liny były nasiąknięte wodą po 8-mio dniowym wiszeniu w mokrych kominach, co musiało mieć wpływ na ich własności – m.in. usztywniając je jeszcze , a przez to utrudniając skuteczne zaciśnięcie węzłów.
- Zastosowany węzeł.
Węzeł równoległy bywa w praktyce stosowany do łączenia lin. Polecany był nawet w tym zastosowaniu przez podręcznik Prochazki (1975). Jednak nowsze podręczniki alpinizmu podziemnego zalecają w takich wypadkach wyłącznie równoległa ósemkę ( Meredith 1979; Marbach, Rocourt 1980; Nedkov 1983 ) oraz podwójny rybacki – inaczej podwójny zderzakowy ( Marbach, Rocourt 1980;Nedkov 1983). Równoległa ósemka stosowana jest do lin o tej samej średnicy , natomiast podwójnym zderzakowym łączyć można liny o różnych średnicach i różnym stopniu zużycia, a więc byłby to optymalny węzeł w opisywanym wypadku. Natomiast równoległy działa dobrze przy jednakowej średnicy obu wiązanych końców, stąd polecany jest do wiązania pętli o średnicy 9 i więcej mm oraz oczywiście taśm (Nedkov 1983) – do pętli cieńszych stosujemy podwójny rybacki.
- Zabezpieczenie końcówek lin wychodzących z węzła.
Pozostawiono długie końcówki ( 30cm), ale zaniechano zabezpieczenie dodatkowymi węzłami, Podkreślić należy, że takie zabezpieczenie nie jest stanowczo wymagane, stanowi jednak dodatkowy środek ostrożności, który – jak wykazano praktycznie – w tym przypadku należało zachować.
Zabezpieczenie końcówek powinno uniemożliwić, a w najgorszym razie znacznie opóźnić rozwiązanie węzła głównego.
- Wybór metody ściągania ubezpieczeń.
Wybrano jedną ze stosowanych metod ( zjazd po obu żyłach). Pech chciał, że w tym konkretnym przypadku nierównomierne wychodzenie liny z węzła Baumgartnera i związane z tym drgania oraz szarpnięcia musiały przyczynić się lub wręz spowodować rozwiązanie niepewnego ( z przyczyn wymienionych powyżej ) węzła.
Ogólnie można zauważyć, że przy tego typu operacjach wskazana jest płynność zjazdu i unikanie szarpnięć, można więc było wybrać inną metodę, jednak należy stwierdzić, ze rozwój sytuacji był trudny do przewidzenia, a przebieg wydarzeń zbyt szybki, by dać Jasiowi możliwość Przeciwdziałania( zmiany metody). Mało kto w praktyce zdecyduje się na taką zmianę w trakcie zjazdu , o ile nie uzna sytuacji za niezwykle alarmującą . Jedynymi przesłankami skłaniającymi do wyboru innego sposobu zjazdu mogły być ewentualne obserwacje dotyczące wspołpracy polskiej liny asekuracyjnej z karabinkiem podczas poprzedniego zjazdu (linę tą ściągano już raz – w Korkociągu).
Gdyby poszkodowany brał pod uwagę możliwość rozwiązania się węzła, użyłby po prostu złożonej na pół polskiej liny asekuracyjnej ( miała ona wystarczającą długość). Również wybór innej metody ściągania liny – z użyciem zakręcanego karabinka – uchronić mógł przed wypadkiem (w tej sytuacji rdzeń – powpinany w spity na Progu Męczenników – służyć mógł tylko jako repsznur do ściągania liny użytej do zjazdu, a więc istotny dla życia węzeł byłby zawiązany na polskiej asekuracji, co likwidowałoby niebezpieczeństwa wynikające z różnic między linami).
Podsumowanie i ocena
- Nie został popełniony żaden „ zasadniczy błąd w sztuce”. Przyczyną wypadku było natomiast zaniechanie szczególnych środków ostrożności w sytuacji , która ich wymagała ze względu na niekorzystne okoliczności omówione powyżej w p.1. Jednocześnie nastąpiło nałożenie kilku przedstawionych niesprzyjających czynników, z których każdy występując osobno, nie spowodowałby wypadku.
- Znając dobrze swego wieloletniego partnera zdecydowanie wykluczam mozliwość, że łączący liny węzeł równoległy mógł być zawiązany niestarannie.
- Z analizy działalności członków zespołu w dniach poprzedzających wypadek wynika, że nie zachodzi tu przypadek przemęczenia zbyt intensywnym działaniem bezpośrednio przed zakończonym wypadkiem wejściem. 0 dobrej formie zespołu świadczy zresztą dobitnie tempo akcji. Moim zdaniem dla zaistnienia wypadku nie miało istotnego znaczenia działanie w nocy w godzinach poprzedzających awarię, czy ewentualne początki choroby typu grypowego, która rozwinęła się u Jasia w szpitalu (do jej rozwoju przyczynić się musiało przemarznięcie w końcowej fazie transportu). W przypadku doświadczonego grotołaza tej klasy obie powyższe okoliczności uważam za nie mające wpływu na przebieg wydarzeń.
- Postępowanie zespołu po wypadku należy ocenić jako prawidłowe,a decyzję o wyjściu po pomoc – jako jak najbardziej słuszną, biorąc pod uwagę stan rannego i nie ustalony precyzyjnie czas nadejścia grupy retransportowej (mogła być ona w Błotnych Zamkach już o 12.00, ale jak wykazało wstępne oczekiwanie – nie była, mogła więc nadejść i kilka godzin później). Praktyka wykazała, że spotkanie nastąpiłoby ok. 1500, a więc zawiadomienie o wypadku opóźniłoby się o ok. 3 godz. Użycie śmigłowca do przerzucenia ekipy ratunkowej byłoby już wówczas ze względu na zapadający zmrok wykluczone lub możliwe w niewielkim zakresie (uwzględniając czas potrzebny na zorganizowanie akcji). W rezultacie czas przebywania rannego w jaskini przedłużyłby się o minimum 5 godz. A przecież nie było gwarancji, że grupa retransportowa z jakiś nieprzewidzianych przyczyn (np. obiad) nie zjawi się jeszcze później.
- Grupa Izy prawidłowo zareagowała na informację o wypadku. Podkreślić należy szybkość reakcji i zdecydowane działanie Tomka.
Wnioski wypływające z analizy wypadku.
- W razie konieczności wiązania lin należy zalecać używanie optymalnych węzłów (równoległa ósemka lub podwójny rybacki dla lin identycznych, podwójny rybacki – dla lin o różnej średnicy, różnym stopniu zużycia itp.) oraz zabezpieczanie końcówek dodatkowymi węzłami.
- Podczas zjazdu po przygotowanych do ściągnięcia, związanych linach należy zachować szczególną ostrożność i unikać wszelkich szarpnięć czy niepotrzebnych drgań układu – m.in. przez odpowiedni dobór metody zjazdu. Gdy jakość połączenia lin ze względu na znaczne różnice własności budzi jakiekolwiek wątpliwości, wskazanym jest zastosowanie wzmiankowanej powyżej metody ściągania ubezpieczeń, polegającej na blokowaniu liny przy pomocy zakręcanego karabinka. Węzeł, od którego zależy nasze bezpieczeństwo, zawiązany jest wówczas na jednej z lin, druga spełnia jedynie rolę repsznura.
- Jeżeli konieczne jest połączenie lin w studni bez stanowiska pośredniego, nie jesteśmy w stanie podczas wychodzenia po linie wyeliminować drgań wspomnianych w p. 2. Tym istotniejsze jest w tyra przypadku wypełnienie zaleceń z p. 1.
- Należy unikać wiązania lin bez potrzeby.
Chciałbym bardzo serdecznie podziękować wszystkim tym, którzy brali udział w akcji ratunkowej: organizowali ją, zapewnili mi troskliwą opiekę, transportowali mnie w jaskini i na powierzchni, oczekiwali całą noc pod otworem Miętusiej i wreszcie tym, którzy pełnili całodobowy dyżur na bazie.
Serdecznie dziękuję Koleżankom i Kolegom, którzy odwiedzali mnie i szpitalu, czy też w inny sposób dowiadywali się o mój stan oraz przekazywali życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.
Janusz Bednarek
2. Rok 1985 – 25 maj Jaskinia Magurska
Źródło: Wierchy rok 1985
25 maja w Jaskini Magruskiej 15- letni Jacek Ł. Z Zakopanego spadł kilkanaście metrów, doznając złamania stawu barkowego.
3. Rok 1985 – 15 września Jaskinia Mroźna
Źródło: Wierchy rok 1985
15 września do Jaskini Mroźnej weszły dwie turystki : 21-letnia Jolanta S. z Warszawy i 21-letnia Alicja S.z Sierakowa. Turystki weszły od strony otworu wyjściowego, a więc „po włos”, o czym nie wiedzieli pracownicy obsługujący agregat oświetleniowy. O normalnej porze światło zostało wyłączone. Nieszczęsne panie przesiedziały w ciemnościach aż do godziny 2.30, kiedy to odnalazło je pogotowie.
4. Rok 1985 – 25 listopad Jaskinia Zimna
Źródło: Wierchy 1986
25 i 26 listopada przeprowadzono niełatwą akcję ratunkową w Jaskini Zimnej. W okolicy „chatki” odpadł na skalnym progu 22-letni Janusz P. z Dąbrowy Górniczej, doznając złamania podudzia i licznych stłuczeń.
5. Rok 1986 – 28 luty Jaskinia Kasprowa Niżna
Źródło: Wierchy 1986
28 lutego z Jaskini Kasprowej Niżnej wyprowadzono trzech grotołazów z Bydgoszczy: Krzysztofa D., Romana S. i Włodzimierza S. którzy wskutek braku światła utknęli w Sali Rycerskiej.
6. Rok 1986 – 10 września Jaskinia Szczelina Chochołowska
Źródło: Wierchy 1986
10 września ratownicy wyruszyli do Szczeliny Chochołowskiej na skutek informacji, iż przy wejściu do jaskini od trzech dni leży plecak. Zachodzi podejrzenie, iż jego właściciel znajduje się w jaskini. Alarm okazał się zbędny, jednakże wyprawa miała smutny finał. Podczas penetracji korytarz jaskini doznał skomplikowanego złamania nogi lekarz GOPR, świetny alpinista i ratownik- Robert J.
Opis wypadku zaktualizowany przez Romana Kubina z TOPR
Wypadek miał miejsce za Wielką Szczeliną przed Amboną. Skutek upadku był niewspółmierny do wysokości z jakiej niefortunnie spadł ratownik (około 0.5m). Do dzisiaj uraz ten jest dla niego utrapieniem.
7. Rok 1987 – 16 luty Jaskinia Bystra
Źródło: Taternik 1987-1
W niedzielę 15 lutego 1987r. w godzinach wieczornych weszła do Jaskini Bystrej grupa taterników jaskiniowych z Akademickiego Klubu Grotołazów z Krakowa, mając jako cel eksplorację V syfonu, odkrytego w r. 1974 przez, wyprawę Speleoklubu Warszawskiego PTTK, kierowaną przez J. Grodzickiego. W akcji udział wzięli: Piotr Kulbicki (kierownik). Andrzej Ba las i zaproszony Jugosłowianin, Aleksej Petrujkić. Około godz. 22 trójka dotarła do Sali Wodospadów. Bałas i Petrujkić rozpoczęli forsowanie I syfonu, podczas gdy Kulbicki oczekiwał na ich powrót. Petrujkić szedł pierwszy. zakładając poręczówki w kolejnych Syfonach. Po osiągnięciu syfonu V, około godz. 1 w nocy rozpoczął jego eksplorację, natomiast Bałaś pozostał nad syfonem, umówiwszy się z Petrujkiciem, że ten powróci najdalej po 15 minutach.
Gdy minęło ok. 20 minut, Bałas próbował przejść syfon za Petrujkiciem. Przy całkowitym braku widoczności szedł nogami w dół, ze ścian odrywały się wanty i kamienie. Przy przegięciu syfonu nie mógł wymacać dalszej drogi i powrócił na powierzchnię. Po dalszych 20 minutach usłyszał w syfonie odgłos wypływającego z aparatu powietrza. Gdy Petrujkić nie wypłynął na powierzchnię, Bałas ponownie usiłował sforsować syfon — i tym razem bez skutku. Po upływie około godziny wypływ powietrza z aparatu umilkł i Bałas samotnie powrócił do Kulbickiego, a następnie wyszedł na powierzchnie, aby zawiadomić GOPR o wypadku.
Akcja ratownicza podjęta przez Grupę Tatrzańską GOPR w dniu 16 lutego o godz. 6.15 przebiegała w 5 etapach.
Na wezwanie GT GOPR przybywa z Warszawy ekipa z Warszawskiego Klubu Płetwonurków PTTK i około godz. 22 rozpoczyna akcję w jaskini, uprzednio ubezpieczonej przez ratowników GOPR. W skład grupy wchodzą: Andrzej Blacha. Jacek Książak, Sławomir Makaruk i Marek Rekus. Następnego dnia między godz. 1 a 5 rano grupa ta nurkując poprzez 4 syfony osiąga V syfon i podejmuje próbę jego przejścia (Rekus i Blacha). Według relacji nurków, widoczność w syfonie nie przekracza 20 cm, ze ścian studni odpadają kamienie o znacznej wielkości, a poręczówka pozostawiona przez Petrujkicia wklinowana jest pomiędzy bloki w stropie w przegięciu syfonu na głębokości 12 m. Wobec kompletnego braku widoczności, obu nurkom mimo kilku prób nie udaje się wymacać dalszej drogi. W tej sytuacji wycofują się z jaskini, wychodząc na powierzchnię 17 lutego około godz.10 rano.
W dniach 18-19 lutego do jaskini wchodzi grupa płetwonurków z Jugosławii, zaalarmowanych wiadomością o wypadku. Akcja ta jest wspierana przez licznych taterników jaskiniowych, nie ma natomiast oficjalnego wsparcia GOPR-ratownicy GT GOPR biorą w niej udział ochotniczo, po godzinach pracy, zgodnie z zarządzeniem kuratora GT GOPR, p. Kwietnia. Jugosłowianie docierają do V syfonu, jednak — podobnie jak uprzednio ich koledzy polscy — nie są w stanie znaleźć drogi poprzez jego przegięcie. W całości potwierdzają znany już opis sytuacji w syfonie.
Od 19 lutego GOPR organizuje następną akcję ratunkową, wspieraną przez ratowników z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego oraz płetwonurków z WKP PTTK. Górnicy zabezpieczają sztuczny przekop, omijający wstępne syfony, którym — mimo jego ciasnoty — prowadzone są wszystkie akcje w głąb jaskini, prowadzą też rozpoznanie zewnątrz, w celu ustalenia lokalizacji V syfonu w stosunku do powierzchni terenu. Grupa płetwonurków z WKP PTTK przybywa z Warszawy późnym wieczorem 21 lutego. Tworzą ją: Andrzej Blacha, Jacek Książak, Sławomir Makaruk, Sławomir Paćko, Marek Rekus, Andrzej Sroczyński i Antoni Szabunio. W dniu 22 lutego rano, w niedziele, płetwonurkowie wspierani przez ratowników GOPR wchodzą do jaskini i po przebyciu 4 syfonów (Blacha. Rekus i Szabunio) usiłują osiągnąć dno syfonu V nurkując w Czystej wodzie Syfonu Kryształowego, znajdującego się ok. 40 m przed syfonem V (rys. 1). Po zejściu na głębokość 12 m i po przejściu 27 m zalanego wodą korytarza, Marek Rekus natrafia na zwężenie nie do pokonania. W tej sytuacji ponownie zanurza się w syfonie V, stwierdzając brak możliwości sforsowania jego przegięcia wobec całkowitego braku widoczności. Akcja kończy się 22 lutego powrotem ratowników na powierzchnię około godz. 22.
Tego samego dnia ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego prowadzą radiolokacyjne pomiary emisji nadajnika umieszczonego przez płetwonurków nad V syfonem, celem ustalenia jego położenia względem powierzchni terenu. Pomiary nie przynoszą rezultatów, ponieważ aparatura nie jest przystosowana do pracy w temperaturach ujemnych.
W tym czasie Jerzy Grodzicki przedstawia Naczelnictwu GOPR koncepcję dotarcia do V syfonu poprzez wypompowanie wody z poprzedzających syfonów, łącznie z wstępnymi. Określona zostaje ilość niezbędnego sprzętu technicznego oraz możliwość uzyskania go z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego i od służb miejskich Zakopanego. 23 lutego o godz. 12 koncepcja zostaje zaakceptowana przez Naczelnika Miasta Zakopane. Przy Naczelnictwie GOPR powołany zostaje zespół w składzie: Mariusz Bereza (AKG), Kazimierz Byrcyn – Gąsienica (GOPR. zastępca kierownika), Jerzy Giżejewski (Speleoklub Warszawski PTTK), Jerzy Grodzicki (Oddział Warszawski PTPNoZ, kierownik), Krzysztof Haliński (GOPR), Piotr Heimroth (AKG), Roman Kubin (GOPR), Piotr Kulbicki (AKG), Jan Roj – Gąsienica (GOPR), Waldemar Roszczynko (SW PTTK). Zespół podejmuje natychmiast działania organizacyjne. 23 lutego cały sprzęt zostaje zgromadzony w Kuźnicach i przetransportowany pod otwór Jaskini.
Miedzy godz. 16 i 23 tego dnia udaje nam sie wypompować wstępne syfony i otworzyć drogo dla sprzętu w głąb jaskini. Do godziny 12 dnia 17 lutego do Sali Wodospadów przetransportowano pompę wagi 43 kg ułożono 760 mb kabla energetycznego i 350 mb węży strażackich o średnicy 52 mm, zainstalowano też łączność telefoniczną z otworem. Do godziny 6 rano 23 lutego zostaje opróżniony I syfon, a następnie jeziorka między I i II syfonem oraz przeniesiona nad II syfon pompa z kablem i wężami. Wskutek awarii sieci energetycznej w Kuźnicach, praco w jaskini ulegają przerwie do godz. 8 rano 29 lutego. Pompowanie syfonów II, III i IV oraz jeziorek między IV i V syfonem zajmuje czas do godz. 11 dnia 2 marca. Od tej chwili nieprzerwanie trwa pompowanie V syfonu. Niestety, po 41 godzinach woda w nim stabilizuje się zaledwie ok. 3 cm poniżej pierwotnego poziomu. W tej sytuacji Centralna Stacja Ratownictwa Górniczego sprowadza z RFN wysokowydajne pompy szwedzkie, które docierają do Zakopanego wczesnym rankiem 6 marca.
w tym czasie specjaliści z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego usiłują zlokalizować V syfon na powierzchni terenu — z pomocy przekonstruowanego odbiornika i w oparciu o umieszczone w jaskini 3 nowe nadajniki — niestety, i tym razem bez rezultatów. Piotr Kulbicki wykonuje pomiar szkieletowy głównego ciągu jaskini od V syfonu do otworu i na tej podstawie Jerzy Grodzicki określa lokalizacje miejsca wypadku w stosunku do powierzchni terenu. Od 6 do 9 marca trwa pompowanie V syfonu przy pomocy pomp szwedzkich, jednak napływ wody z krasowego systemu V syfonu przekracza ich wydajność i nie pozwala obniżyć poziomu wody w syfonie o więcej, niż 15 cm w stosunku do pierwotnego lustra, pomimo wypompowania z V syfonu ok. 2000 m3 wody.
W tym czasie strona jugosłowiańska nawiązuje w dniach 5 i 6 marca rozmowy z Francją na temat wprowadzenia do akcji profesjonalnych ratowników podwodnych. Ekipa francuska, kierowana przez kpt. Serge Horvatha, dociera na Kalatówki 13 marca około godz. 18 wieczorem. Jerzy Grodzicki przekazuje Francuzom informacje o jaskini i syfonie oraz relacjonuje przypuszczalny przebieg wypadku. Francuzi uzgadniają swój plan akcji z możliwościami ew. wsparcia przez ratowników polskich. Około godz. 21 dwójka Francuzów z przewodnikiem udaje się do jaskini celem zapoznania się z dojściem do syfonu V.
Następnego dnia (19 marca) około godz. 8 rano do jaskini wyrusza 4-osobowy zespół francuski — dwóch nurków i dwóch ubezpieczających wraz ze wspierającą ich 5-osobową grupą polsko-jugosłowiańską (ratownik GOPR, taternicy jaskiniowi i Jugosłowianie 2 klubu Petrujkicia). Grupa ta dociera do V syfonu około godz. 11. Dwójka Francuzów zanurza się w klarownej już wodzie, dostrzega przejście przez przegięcie i 10 m dalej znajduje ciało Alekseja. Zostaje on wydobyty na powierzchnię syfonu, po czym cała grupa wycofuje się z jaskini. Około godz. 16 kpt. Horvalh i Jcan-Claude Franchor. (szef grupy nurków) składają oficjalne sprawozdanie Naczelnikowi GOPR. mgr. Jerzemu Klimińskiemu i dr. Jerzemu Grodzickiemu.
Ofiara wypadku znajdowała się pod drugim (licząc od wejścia) przegięciem syfonu (rys. 2), bez maski nurkowej na twarzy, całkowicie oplątana linką poręczową o średnicy 3mm. Od ciała w górę — na nieznaną stronę syfonu — na widoczną odległość 5—7 m biegła linka poręczowa. Zatopiony korytarz syfonu ma w tym miejscu ok. 0,7 m szerokości i ok. 2 m wysokości, zwężając się u góry w ciasną szczelinę. Ciało znajdowało się w zagłębieniu w dnie korytarza (marmicie), mając na sobie kompletny aparat oddechowy, lampę na kasku i nóż w pochwie na nodze. Ratownicy musieli odciąć aparat, aby wydobyć ciało przez przegięcie syfonu. Aparat pozostawili w syfonie, stwierdzając, że ponowne wejście za przegięcie celem jego wydobycia stanowiłoby nieuzasadnione, nadmierne ryzyko. W ich ocenie wypadek ten był typowym wypadkiem nurkowym.
Na podstawie wszystkich znanych obecnie faktów można odtworzyć przebieg tragedii w sposób następujący:
Aleksej Petrujkić zanurza się w syfonie i płynie głową w dół, w czystej wodzie mając dobrą widoczność i nie zdając sobie sprawy, że za nim woda staje się całkowicie nieprzezroczysta. Pokonuje syfon, wynurza się po drugiej stronie i przywiązuje linkę poręczową. Następnie penetruje partie za syfonem (?) i (lub) czeka na towarzysza (?). Po około 30—40 minutach rozpoczyna powrót, trzymając się linki poręczowej i (tym samym) naprężając ją. Napięta linka przechodzi przez szczelinę w przegięciu syfonu, czego nurek w bardzo mętnej wodzie nie dostrzega. Idąc wzdłuż poręczówki, niespodziewanie natrafia na niedostępną, ciasną szczelinę. Wpada w panikę, zrywa maskę i w agonii oplątuje się linką poręczową. Po utracie przytomności opada bezwładnie na dno korytarza.
Warto tu podkreślić, że wypompowanie syfonów ułatwiło bądź nawet w ogóle umożliwiło ekipie francuskiej osiągnięcie celu. Poprzedzające akcje Polaków i Jugosłowian wymagały dojścia i powrotu ratowników przez 4 trudne syfony, co poważnie obciążało ich fizycznie i psychicznie, powodowało też konieczność transportu pod wodą całego wyposażenia, w tym dodatkowych bulli z powietrzem — w efekcie ogromnie zwiększając stopień trudności i ryzyka akcji w V syfonie. Ponadto wspomniane nurkowania odbywały się w warunkach całkowitego braku widoczności w wodzie, co przy ciasnocie wstępnej studni i spadających ze ścian kamieniach uniemożliwiało znalezienie drogi przez zwężenie w przegięciu syfonu. Wypompowanie 2000 m3 wody oczyściło Syfon z mułu i spowodowało napływ czystej wody, a następnie stały jej przepływ, uniemożliwiający zamącenie.
Po zakończeniu akcji przez Francuzów, ratownicy GT GOPR w nocy z 14 na 15 marca wydobyli ciało Alekseja z jaskini.
Ostateczny sukces akcji ratunkowej był w dużej mierze wynikiem działań podjętych przez rodziców Alka, Jovanki i Milana Petrujkiciów, którzy przebywali na Kalatówkach od 24 lutego. Ich konsekwentne i wytrwałe starania, prowadzone od 8 marca, zaowocowały przyjazdem grupy ze Speleo Secours Francais, pomimo zażądania przez władze Francji olbrzymiej kwoty 600 000 franków, wpłaconej tytułem kaucji przez Jugosławię. Warto tu wspomnieć, iż po zakończeniu pompowania polscy płetwonurkowie — koledzy Rekus, Makaruk j Blacha — byli gotowi do podjęcia próby jeszcze jednego zejścia w głąb syfonu. Jednak w sytuacji, gdy przyjazd Spelćo-Secours był już uzgodniony pomiędzy rządami Jugosławii. Francji i Polski, przeprowadzenie akcji (która mogła zakończyć się fiaskiem, np. ze względu .na konieczność usunięcia pod wodą zwalonych głazów) byłoby nie fair w stosunku do Francuzów, zmuszonych w takim razie do nurkowania w zmąconej wodzie.
Oczywiście, wypadek i akcja ratunkowa były atrakcyjnym materiałem dla prasy, radia i telewizji. Przez schronisko na Kalatówkach przewalał się tłum reporterów.
uniemożliwiających ratownikom spokojne zjedzenie posiłków, blokujących oba telefony i wysmażających mrożące krew reportaże i doniesienia, często niewiele mające wspólnego z faktami. Przykładem może tu być kuriozalny wręcz artykuł J. Kulczyńskiego („Rzeczywistość*’ z 29 marca 1987), w którym oceny działań naszych płetwonurków były niezgodne z prawdą i oszczercze, podobnie zresztą jak rozważania na temat możliwości i kwalifikacji ratowników GOPR. Oczywiście, na Grupę Tatrzańską GOPR posypał się grad oskarżeń, że nie jest zdolna do podejmowania ratowniczych akcji nurkowych w jaskiniach. Jest to oczywista prawda, ale zdaniem piszącego te słowa nie powód do stawiania jej zarzutów. Bo czy ktoś zastanowił się, jaki miałoby sens utrzymywanie w stanie gotowości minimum 4 wyspecjalizowanych w nurkowaniu jaskiniowym ratowników wraz z bardzo drogim {w dewizach) sprzętem, skoro na przestrzeni ostatnich 30 łat zdarzyły się w Tatrach — W tatach 1958, 1966, 1979 i 1987 — zaledwie 4 wypadki, wymagające interwencji płetwonurków jaskiniowych? Ile pieniędzy należałoby przeznaczyć na utrzymywanie w stanie gotowości takiej grupy (treningi w basenie, wodach otwartych i jaskiniach, aparaty oddechowe, skafandry, sprężarki i całe wyposażenie) po to, aby raz na 8 tub 10 lat mogła ona wziąć udział w akcji? I to w sytuacji, kiedy Grupie Tatrzańskiej brakuje środków na sprzęt podstawowy, taki jak narty, buty. liny itp. Przyjęta przez GT GOPR zasada współpracy z płetwonurkami Jaskiniowymi z klubów PZA jest w tej sytuacji Jedynym rozsądnym wyjściem — np. Speleo Secours też opiera się na .płetwonurkach z różnych klubów, a więc amatorach. Zasadzie tej należy jednak stwarzać odpowiednie warunki do jej realizowania, czemu ostatnio klimat panujący w GOPR nie sprzyjał.
8. Rok 1989 – 6 marca Jaskinia Marmurowa
Źródło: Wierchy 1988-1991
6 marca wieczorem otrzymano informacje, że o godzinie alarmowej nie powróciła grupa warszawskich speleologów, którzy udali się do Jaskini Marmurowej. Z centrali wyruszyła wyprawa. Po dotarciu do otworu jaskini znaleziono plecaki, co oznaczało , ze grotołazi są nadal w jaskini. O godz. 3.00 ratownicy dotarli do speleologów . Okazało się, że postanowili oni pokonać Jaskinię Marmurową klasycznie, ściągając za sobą podczas zjazdu liny . Przy próbie powrotu okazało się , że nie są w stanie klasycznie pokonać 100 m studni. Postanowili więc zaczekać na pomoc. Całych i zdrowych speleologów wyciągnięto a powierzchnię o godz. 8.00
Opis wypadku zaktualizowany przez Romana Kubina z TOPR
Poszkodowani zostali odnalezieni 20m nad dnem Studni Kandydata w trójkątnym oknie ( Okno 1 ). Aby można było dotrzeć do grotołazów, należało zrobić dosyć spore wahadło na linie.
9. Rok 1989 – 22 czerwca Jaskinia Mroźna
Źródło: Wierchy 1988-1991
22 czerwca o godz. 17.50 zgłoszono, że w Jaskini Mroźnej zostało około 15 osób. Obsługa jaskini w trakcie zwiedzania jej przez turystów wyłączyła światło i poszła do domu. Niefortunnych turystów ratownicy wyprowadzili na powierzchnię.
10. Rok 1989 – 3 sierpnia Jaskinia Wielka Litworowa
Źródło: Wierchy 1988-1991
8 sierpnia nie powróciła z Jaskini Litworowej 6-osobowa grupa speleologów z Nowego Sącza. Po dotarciu ratowników do znajdujących się w jaskini grotołazów okazało się , że nie mogli oni wyjść z jaskini, gdyż nieopatrznie w jednej ze studni ściągnęli linę, przez co odcięli sobie drogę odwrotu. Grotołazów wyciągnięto na powierzchnię o godz. 3.00 w nocy.
Opis wypadku zaktualizowany przez jednego z członków grupy speleologów.
8 sierpnia nie powróciła z Jaskini Litworowej 6-osobowa grupa speleologów z Nowego Sącza. Po dotarciu ratowników do znajdujących się w jaskini grotołazów okazało się , że nie mogli oni wyjść z jaskini, gdyż wychodzący wcześniej zespół niezrzeszonych grotołazów z Częstochowy wyciągnął im linę na “Drugiej pięćdziesiątce”, przez co odciął im drogę wyjścia. Po zaporęczowaniu studni grotołazi wyszli na powierzchnię o godz. 1.00 w nocy.