1. Rok 1947 – 25 lipca Jaskinia Mylna
Źródło: www.gorskiewedrowki.blogspot.com
Historia odnotowała jeden śmiertelny przypadek pobłądzenia w podziemnych labiryntach korytarzy Jaskini Mylnej. 25 lipca 1945 roku na wycieczkę górską wybrał się ksiądz Józef S, nie podając nikomu jej celu. Prowadzona przez dwa tygodnie akcja poszukiwawcza TOPR nie przyniosła efektu. Dopiero w styczniu 1947 roku pewien badacz odnalazł w odległym korytarzu jaskini zwłoki. Dzięki portfelowi i przewodnikowi udało się zidentyfikować ciało zaginionego księdza. Ustalono, że Józef S. pobłądził w wyniku utraty światła, a następstwem tego była śmierć z głodu.
2. Rok 1958 – 1 stycznia Jaskinia Zimna
Źródło: Taternik 1958-2
W ostatnich dniach grudnia 1957 i pierwszych dniach stycznia 1958 roku odbyła się, wyprawa do jaskini Zimnej, zorganizowana przez Komisję Taternictwa Jaskiniowego ZG KW. Zasadniczym celem wyprawy było zbudowanie w głębi jaskini nowego, stałego schronu biwakowego, a prócz tego zbadanie przy pomocy aparatów nurkowych jeziorka zamykającego dolny ciąg jaskini. W czasie wyprawy miały również zostać wypróbowane prototypy nowego sprzętu. W wyprawie wzięło udział 35 uczestników (w tym z Krakowa 13, Zakopanego 9, Warszawy 7, Wrocławia 5. Katowic 1. Kierownikiem był Kazimierz Grotowski. Baza znajdowała się w Kirach.
W pierwszej fazie wyprawy otwarto drogę w głąb jaskini przez wyczerpanie około 70 m wody z syfonu i dokonano transportu elementów schronu biwakowego oraz potrzebnego sprzętu i żywności na szczyt Wielkiego Progu. W noc sylwestrową pierwsza grupa biwakowa, licząca 9 osób, zmontowała schron, a następnego dnia wieczorem została zastąpiona przez drugą grupę.
Druga grupa biwakowa przed dojściem do schronu przeprowadziła nurkowanie w jeziorku, zamykającym dolny ciąg jaskini ,.b”. Nurkowanie to poprzedzone było próbą dokonaną w dniu 28 grudnia w syfonie I, który później został wyczerpany. W. Maczek nurkując w jeziorku ,,b” odszukał na głębokości około 4 m prowadzący dalej korytarz w kształcie rury i przepłynąwszy nim około 7 m, dotarł do położonego po drugiej stronie syfonu jeziorka ,,c”.
W dniu 2 stycznia przeprowadzono jeszcze jedno nurkowanie w nowo- odkrytym syfonie, którego celem było zorientowanie się w warunkach terenowych po drugiej stronie jeziorka ,.c” pod kątem przygotowań do następnej wyprawy.
Grupę nurkową stanowili Wiesław Maczek i Stanisław Ogaza, asekurowani przez Zbigniewa Wójcika i Marka Jareckiego. Nurkowie ubrani byli w stroje z cienkiej gumy i zaopatrzeni w powietrzne aparaty do swobodnego nurkowania. W czasie nurkowania miał miejsce wypadek, w wyniku którego rozwinęła się, trwająca blisko dwie doby akcja ratunkowa.
Pierwszy przepłynął syfon Maczek. W ,,rurze” syfonu spadła mu z nogi płetwa, wskutek czego stracił równowagę ,,ślizgu” i usiłując ją odzyskać uderzył aparatem o skałę, uszkadzając przewód powietrzny. Po wypłynięciu na powierzchnie jeziorka ,,c” posłyszał syk uchodzącego powietrza, dał alarmowy sygnał linką i wpłynął z powrotem do syfonu, który przebył, zachłystując się wodą. W chwili szamotania się Maczka po utracie równowagi, pozostali na skalnej grobli, dzielącej jeziorka ,,a” i ,,b” odebrali szereg szarpnięć linką, które zrozumieli jako polecenie dla Ogazy do przepłynięcia syfonu. Wobec tego Ogaza zanurkował w syfonie i w momencie, gdy był już po jego drugiej stronie, wypuścił linkę (która z niezrozumiałych dla niego wówczas powodów tworzyła pętlę) i wypłynął na powierzchnię jeziorka ,,c”. Nie widząc tutaj Maczka, był przekonany, że ten znajduje się w ciągnącym się dalej korytarzu. Wspinając się na niski próg, wiodący do tego korytarza, Ogaza odpadł i uszkodził wówczas aparat. Zdecydował się natychmiast zawrócić, ale wpływając do syfonu nie mógł już zaczerpnąć powietrza. Wobec tego wykonał zwrot, w czasie którego zaczepił trzymaną w ręku lampą o skałę i nie mogąc jej wyszarpnąć, wypłynął w ciemności na powierzchnię jeziorka ,,c”. Namacał na ścianie chwyty i wspiął się na niewielką półkę. Rozminięcie się obu nurków nastąpiło w momencie, gdy Ogaza znajdował się już w jeziorku „c”, ale jeszcze pod powierzchnią, a Maczek wpływał właśnie z powrotem do syfonu. W zupełnie mętnej wodzie obaj nurkowie nie zauważyli się wzajemnie.
W świetle relacji Maczka powód zaginięcia Ogazy nie był wiadomy, a miejsce w którym mógł się on znajdować — nieznane. Należało jednak przypuszczać, że Ogaza znajduje się po drugiej stronie syfonu.
Akcję ratunkową zdecydowano prowadzić natychmiast równolegle w dwóch kierunkach: przez nurkowanie oraz przez czerpanie wody z syfonu. Kierownictwo akcji objął K. Grotowski, który w chwili wypadku znajdował się wraz z większością pozostałych uczestników wyprawy w drodze do jaskini.
Ze względów bezpieczeństwa nurkowanie było możliwe dopiero po sprowadzeniu dalszych kilku aparatów nurkowych, czerpanie wody rozpoczęto natomiast w kilka minut po wypadku.
Kierownictwo akcji na powierzchni zostało powierzone R. Gradzińskiemu i O. Czyżewskiemu. Zawiadomili oni natychmiast telefonicznie płetwonurków w Krakowie i za ich pośrednictwem płetwonurków warszawskich oraz porozumieli się z TOPR w Zakopanem. Aby ułatwić porozumiewanie się z miejscem właściwej akcji, przedłużono w ciągu nocy z 2 na 3 stycznia istniejącą już w jaskini linię telefoniczną aż do bazy w Kirach.
3 stycznia rano wchodzi do jaskini grupa płetwonurków z Krakowa, a około godz. 12.30 rozpoczyna się akcja nurkowa. Pierwszy przepływa syfon J. Kuszilek, który stwierdza, że Ogaza żyje i znajduje się w dobrej formie. Z relacji Kuszilka wynika, że Ogaza będzie mógł przebyć o własnych siłach, jeżeli tylko dostarczy mu się nowy aparat nurkowy. Z kolei ( koło15) przepływa syfon Maczek zaopatrzony w wodoszczelnie opakowany śpiwór i medykamenty. Nie może on jednak podać Ogazie pakunku, gdyż — jak się okazało — półeczka, na której ten siedzi, znalazła się wskutek czerpania wody około 2 m ponad jej poziomem. Próby wspięcia się na półkę nie dały rezultatu.
W chwilę po nurkowaniu Kuszilka przybyła na Kiry grupa warszawskich płetwonurków. Ponieważ jednak z relacji jego wynikało, że w najbliższym czasie nastąpi wydobycie Ogazy, płetwonurkowie ci zostali zatrzymani w bazie i do jaskini wyruszyli dopiero po negatywnych wynikach nurkowania Maczka.
B. Korytkowski przeciągnął przez syfon dinghy i nadmuchał ją po drugiej stronie, A. Chodorowski zaś przeniósł przez syfon 3-metrową drabinkę. W drodze powrotnej zaplątał się jednak w linkę sygnalizacyjną i wrócił całkowicie wyczerpany, niezdolny do dalszej akcji.
Okazało się, że zasadniczym warunkiem przeprowadzenia akcji jest takie obniżenie poziomu wody. by nurkowie mogli stać w jeziorku za syfonem z głowami no powierzchni. Dlatego też dopiero koło godz. 12 w południc 4 stycznie. W. Maczek i B. Korytkowski przebyli syfon, umożliwili Ogazie zejście do dinghy i założyli mu nowy aparat nurkowy, po czym ten przepłynął przez syfon, konwojowany z tyłu przez dwóch wspomnianych wyżej nurków.
Fakt. że wypadek zdarzył się przy samym końcu wyprawy, kiedy jej uczestnicy byli już nieco zmęczeni, oraz brak było większych zapasów suchej odzieży, a z drugiej strony specyficzne trudności związane z charakterem samej jaskini powodowały, że warunki akcji ratunkowej były ciężkie i wyczerpujące. Większość uczestników wracała z jaskini całkowicie przemoczona. W samej akcji ratunkowej w jaskini wzięło udział blisko 100 osób.
Bezpośrednią przyczyną wypadku było równoczesne niemal uszkodzenie aparatów przez obu nurków. Pośrednim jednak powodem były wady w stosowanym systemie porozumiewania się, który — jakkolwiek oparty na francuskich wzorach — okazał się niewystarczający i musi ulec zmianie. Konieczne jest również wzmocnienie konstrukcji aparatów nurkowych. R. Grudziński
3. Rok 1958 – 12 luty Jaskinia Zimna
Źródło: Jaskiniepolski.gov.pl
W lutym 1957 r. Sekcja Grotołazów AKT Wrocław zorganizowała wyprawę, która działała z biwaku w Sali za Korkociągiem (Sali Galeriowej). P. Habič (Jugosławia), M. Pulina (SG AKT) i J. Rudnicki (Speleoklub Warszawski) odkryli wtedy Partie Wrocławskie pokonując trudny Korkociąg Wrocławski. Po zakończeniu akcji spalił się wieloosobowy śpiwór, powodując wypełnienie korytarzy dymem. Spowodowało to kilkudniową akcję ratunkową.
Źródło: Wierchy 1957
W dniu 12. II zdarzył się drugi w tym roku wypadek grotołazów w Jaskini Zimnej. Wyprawa grotołazów złożona z geologów i studentów z Wrocławia czyniła przez kilka dni dalsze poszukiwania w grocie. W ostatnim dniu wyprawy na skutek spalenia się olbrzymiego śpiwora i powstałego stąd czadu zostali odcięci od wylotu: Marian Pulina, abs. Wydziału Geogr., mgr Jan Rudnicki, geolog, PAN, Adam Łuczkiewicz i Jan Orszulak, studenci. Na skutek braku odpowiedniego sprzętu jak maski i aparaty tlenowe, dotarcie i uwolnienie odciętych stało się zadaniem bardzo trudnym. Znów akcja przybrała bardzo szerokie rozmiary, gdyż trzeba było starać się o jak najszybsze sprowadzenie odpowiednich aparatów tlenowych. Z pomocą przybyli z aparatami pracownicy Żupy Solnej z Wieliczki oraz górnicza drużyna ratownicza z Bytomia. W trakcie ostatecznej próby przedostania się do odciętych-gaz uległ wreszcie rozrzedzeniu i poszkodowani sami wydostali się z pułapki. W czasie akcji ratowniczej GOPR ulegali parokrotnie zatruciu aż do utraty przytomności. Niewątpliwa lekkomyślność grotołazów w spowodowaniu wypadków została ostro przez społeczeństwo skrytykowana i postanowiono na przyszłość ograniczyć tego rodzaju wyprawy zarówno pod względem ich ilości jak i liczebności uczestników.
4. Rok 1966 25 marca Jaskinia Zimna
Źródło: Historia taternictwa jaskiniowego Piotr Malina AKG Kraków
W 1966 roku doszło do pierwszego śmiertelnego wypadku w tatrzańskich jaskiniach. Płetwonurek Romuald Lebecki zginął w czasie nurkowania w Jaskini Zimnej w syfonie Ogazy.
Źródło: Trochę historii Izabela Luty
Podczas marcowej wyprawy do Jaskini Zimnej, kierowanej przez Giżejewskiego, ginie w Syfonie Ogazy R. Lebecki. W akcji ratowniczej biorą udział członkowie wyprawy (7 płetwonurków) oraz komandosi i ratownicy GOPR (wówczas jeszcze nie szkoleni w jaskiniach).
Źródło: Taternik 1966-03-04
W dniach od 21 do 26 marca 1966 r. miała miejsce wyprawa do Jaskini Zimnej w Tatrach, zorganizowana przez Speleoklub Warszawski PTTK przy współudziale Warszawskiego Klubu Płetwonurków. Uczestniczyło niej 8 osób: Krystyna Rapacka, Maria Rukszto, Jerzy Giżejewski (kierownik), Jerzy Grodzicki (cała czwórka ze Speleoklubu) Sławomir Lebecki, Romuald Lebecki, Andrzej Sroczyński i Michał Woźniewski (płetwonurkowie).
Wyprawa wyposażona była w sprzęt do nurkowania i postawiła sobie za cel eksploracje tej części jaskini, która znajduje się za dwoma syfonami: Ogazy i Warszawiaków. W okresie przyboru wody w jaskini miejsce to oddzielone jest nawet trzema syfonami, gdyż zamyka się również Syfon Zwolińskich, najbliższy otworu. Syfon Ogazy (3m głębokości i 7 m długości) został przebyty po raz pierwszy na początku 1958 r. Uległ tu wówczas wypadkowi nurek Stanisław Ogaza (uszkodzenie sprzętu nurkowego odcięcie za syfonem). Akcja ratunkowa zakończyła się pomyślnie i Ogaza po 45-godzinnym oczekiwaniu został wydobyty z pułapki (zob. „Taternik” 2/1958 s. 52). Drugi kolei syfon został przebyty w grudniu 1965 podczas warszawskiej wyprawy i nazwany Syfonem Warszawiaków. Dalej za nim odkryto wysoką szczelinę zalaną wodą. W czasie marcowej wyprawy 1966 r. podjęto próbę pokonania tej właśnie przeszkody. Po ciężkim transporcie, biwak założono tuż przed Syfonem Ogazy.
Przez Syfon Ogazy przepłynął Sławomir Lebecki, przeciągając linę poręczową i kabel telefoniczny. Z kolei Romuald Lebecki przetransportował aparat telefoniczny, po czym została nawiązana łączność z biwakiem. Za syfon przepłynął jeszcze Grodzicki. Bracia Lebeccy przebyli następnie Syfon Warszawiaków i dotarli do szczeliny, stwierdzając, że syfon w niej jest b. ciasny, niemożliwy do przebycia nurkowaniem, a szczelina u góry również się ścieśnia. Wobec tego wrócili do Grodzickiego, który dyżurował przy telefonie i wszyscy postanowili wycofać się na miejsce biwaku.
Przez Syfon Ogazy pierwszy przepłynął z powrotem Sławomir Lebecki, po nim zanurzył się Romuald. Gdy po upływie ok. minuty nie wynurzył się przy biwaku, zatelefonowano do Grodzickiego. Gdy okazało się, że nie ma go również za syfonem, Sławomir Lebecki zanurzył się ponownie. Znalazł on Romualda leżącego bezwładnie na dnie syfonu i wyciągnął go na stronę Grodzickiego. Natychmiast zastosowano sztuczne oddychanie ..usta-usta” i pośredni masaż serca. Sroczyński przybył z biwaku z apteczką, a Rapacka i Woźniewski wyruszyli na powierzchnię, aby zawiadomić GOPR. Od otworu dzieliło ich ok. 800 m korytarzy.
Ratowanie płetwonurka odbywało się na pochyłej płycie skalnej, przy czym ratujący siedzieli w wodzie. Gdy po 8 godzinach daremnych prób ożywienia było pewne, że Lebecki nie żyje, zaniechano wysiłków i wycofano się .na biwak, zostawiając ciało za Syfonem Ogazy. Rozpoczął się odwrót na powierzchnię. W pobliżu biwaku nastąpiło spotkanie z pierwszą grupą ratowników, z którą przybywał lekarz.
Bardzo ciężką akcję wydobycia ciała na powierzchnię przeprowadziła kilkudziesięcioosobowa grupa, złożona z ratowników GOPR, grotołazów i 4 nurków z 6 Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej w Krakowie. Jak każdy wypadek w górach, tak i ten był szeroko opisywany w prasie codziennej, większe artykuły ukazały się też w tygodnikach, m. in. w „Świecie” i w „Przekroju” (oba z datą 15.V.1966).
Bernard Uchmański
5. Rok 1968 1 listopad Jaskinia Wysoka
Źródło: Taternik 1969-4
W kominie Jaskini Wysokiej kilku grotołazów z Krakowa (Leszek Damnicki, Maciej Lewandowski i Antoni Tokarski) usiłowało z pomocą starej liny dotrzeć do niżej położonych korytarzy . Lina zerwała się , uniemożliwiając powrót do góry. Ratownicy doszli do uwięzionych górnymi korytarzami i wyprowadzili ich całych i zdrowych. Wypadek powyższy stanowi nie pierwszy już przykład konieczności dokładnego sprawdzania starych lin, wiszących w jaskiniach nie wiadomo jak długo.